"Marzenia są po to by je spełniać" - powiedział mój ukochany mąż, wręczając mi z okazji trzeciej rocznicy ślubu, voucher na skok ze spadochronem w tandemie z instruktorem :)
Skoczyć ze spadochronem marzyłam od dziecka. Tylko że, mam okropny lęk wysokości i to zawsze gdzieś zatrzymywało mnie przed tym by skoczyć. No ale, budząc się pewnego pięknego dnia, dostaje taki piękny prezent. Jeżeli pomyśleliście teraz, że od razu skakałam z radości i nie mogłam się doczekać chwili, aż wyskoczę z własnej woli z samolotu, to mylicie się ;) Moja reakcja była wręcz odwrotna - byłam zdezorientowana, a nawet zła, że mąż nie chciał tego ze mną uzgodnić, a ja przecież tak się boje :D Jak teraz to piszę, śmiać mi się chcę, że człowiek (czyt. ja) potrafi tak śmiesznie zachowywać się. Ale cóż, dostałam szansę by spełnić swoje kolejne marzenie i nie zamierzałam, tylko z powodu, że jestem małym tchórzem :), rezygnować. Skakać miał również mój mąż, to też trochę mnie pocieszało, że w takiej chwili nie będę sama i będę mogła dzielić się emocjami na bieżąco.
Nadszedł dzień skoku. Oczywiście całą noc nie mogłam spać, przez buszujące we mnie emocje ekscytacji, radości i oczywiście strachu :) Jedziemy na lotnisko, ja cała blada i myślę tylko, żeby mi serce nie stało od tego stresu :) Już na miejscu instruktorzy od razu zaczynają zakładać na nas cały ekwipunek, cały czas śmiejąc się i żartując z mojego spiętego stanu, pytając czym sobie zasłużyłam,że mąż mnie wpakował w taką przygodę :) Po instruktarzu co i jak będzie wyglądać w niebie, wsiadamy do auta, które zawozi nas do samolotu. No cóż, troszkę inaczej go sobie wyobrażałam, a widok tego, z pewnością nie dodaje otuchy. W samolocie lecieliśmy w szóstkę, ci co mieli skakać oraz pilot, który siedział tuż przy mnie bez żadnych drzwiczek czy zasłon.
Więcej wolnej przestrzeni nie było :D Sam lot tym samolocikiem, to już była przygoda, całe szczęście, że mieliśmy świadomość tego że mamy spadochrony i doświadczonych instruktorów obok.
Chwilę, gdy wraz z instruktorem wyskoczyliśmy z samolotu i 50 sekund wolnego spadania, z cała pewnością nie zapomnę nigdy w życiu. Pierwsze chwilę w powietrzu nie wiedziałam co się ze mną dzieję i co mam robić, wszystkie instrukcje oczywiście na moment się zapomniało. Natomiast emocje są w tym momencie niesamowite, czegoś takiego przedtem nie czułam nigdy.
Kolejny niesamowity moment był po otworzeniu się spadochronu. Wtedy przychodzi taki spokój, możesz na spokojnie porozglądać się, nacieszyć się widokami, porozmawiać z instruktorem. Jest po prostu bosko.
Za około 4 minuty następuje lądowanie - miękkie i przyjemne :) I potem już tylko biegnę do męża i mówię, że chcę natychmiast jeszcze raz :D
W podsumowaniu chcę napisać, że było to niesamowite doświadczenie, czuje się dumna, że potrafiłam powiedzieć swojemu największemu strachu "Nie" i z pewnością chciałabym skoczyć jeszcze nie raz.
Zapraszam do oglądania zdjęć, my z mężem mieliśmy z nich niezły ubaw :)